Forum dla Singli i Samotnych

Pełna wersja: Zdradę można zapomnieć ale co z zaufaniem, czy da się odbudować?
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10
kobiety zawsze nieco wrażliwej niż chłopaki.przynajmnej tak się licze się w spoleczenstwie
ale wytrzymac 5 lat, podejrzam że ty czula się 5 lat podobnie jak ja te 5 miesięcy,to potrzebuje sily wewnętrznej.ty ż pracowala spacerowala spotkala koleg-koleżanek, jednym slowem-żyła
a wiem poprostu że czasami w tym nastroju nie chce się nikogo widzieć.
żyłam samotnie, w zasadzie nie żyłam, wegetowałam....
kurcza ))))mnie poprostu dziwi.jak żyją ludzi po takich zdarzeniach.
Po tym wypadku...raczej w tym stanie(kiedy dostałem smsa), w ciągu kilka tam miesięcy czytalem forum dla męsczyzn(rosyjskoęnzyczny) których zdradzila kobieta...Czego tam tylko nie było!I obrażali tych kobiet, i płakali(naprawde)..tracili miejsca pracy ,a nawet jeden samobójstwo popelnil.Więc kiedy mowię że trzeba miec siły wiem o czym mówię
są gorsze zdrady niż tę którą ja przeżyłam
kiedy twój przyjaciel zabiera ci osobę którą kochasz
Ja przez tamtem czas nie szanowałam facetów, kasowałam wszystkich, nie umiałam nikogo pokochać

od około 2 lat się zmieniło, wyzdrowiałam, no i jestem bardzo otwarta że innych to dziwi, że się wystawiam na rany.... ale inaczej się nie da, jak kochać to z konsekwencjami
Rozpoczęliście dyskusję, mili Forumowicze, bez zdefiniowania pojęcia "zdrada". Pozwolę sobie zauważyć, że to jest podstawowy błąd. Każdy ma swoją, indywidualną definicję "zdrady" i wyraża poglądy zgodne z jego rozumieniem słowa, postrzeganiem zjawiska. Uważam, iż przed podjęciem debaty, należałoby ustalić wspólną definicję "zdrady" i do niej się odnosić. Polegając bowiem na własnym, indywidualnym rozumieniu, brniemy w "lelum po lelum".
Prezentowany w wielu wypowiedziach pogląd, jest, moim zdaniem, poglądem, wynikającym z narzuconej tradycją chrześcijańską teorią monogamii.
Wszyscy szanowni Interlokutorzy zapominają jednak, ze jesteśmy ssakami, a ssaki, zwłaszcza rodzaju męskiego, nie są z natury monogamiczne.
Byłem w kilku związkach. "Zdradzałem" i byłem "zdradzany". I cóż z tego ? Ważne, moim zdaniem, są inne aspekty bycia razem.
Generalnie, nie nadawałbym "zdradzie", czy to fizycznej, czy psychicznej, tak wielkiego znaczenia. Wszak istotą naszego bytu jest naturalna konieczność utrzymania gatunku, a trywialnie - prokreacja.

Serdecznie pozdrawiam
jd

(07-12-2011, 19:33)janni dupree napisał(a): [ -> ](...) Generalnie, nie nadawałbym "zdradzie", czy to fizycznej, czy psychicznej, tak wielkiego znaczenia. Wszak istotą naszego bytu jest naturalna konieczność utrzymania gatunku, a trywialnie - prokreacja.

Zgodziłabym się z tym, jeśli człowiek (homo sapiens) wpisywałby się w 100% w schemat zwierzęcy. Niestety a może na szczęście różnimy się tym od innych zwierząt, że nie kieruje nami w 100% instynkt ale w dużej mierze rozum (co można poznać po rozmiarach mózgu ).

Czytałam o badaniach, które wykazywały, że człowiek po swoich małpich przodkach ma skłonności poligamiczne i biseksualne i nie ma co temu zaprzeczać, gdyż jak się rozejrzymy dookoła sami możemy znaleźć na to dowody.

Jednak tak jak wspomniałam, mamy też duży mózg i tzw. rozum. Używając go homo sapiens doszedł do wniosku, że poligamia nie jest najlepsza (długo przed chrześcijaństwem), gdyż primo - jest kosztowna (samiec musi utrzymywać wiele samic i jej potomstwo), segundo - samiec który gromadzi zbyt dużo samic, ograniczając ich dostępność dla innych samców naraża się na ich ataki , w których ginie on sam, jego kobiety i dzieci.
Tak więc to rozum i wymogi życia społecznego wymusiły niejako monogamię.

Nie oznacza to jednak, że ja bronię komukolwiek działania "na wielu frontach". Jest to dla mnie OK jeśli partnerzy na samym początku ustalą, że tak wygląda ich związek i obydwoje się zgodzą na takie zasady gry. Nie bronię też nikomu zmieniania zasad gry, ale zawsze jawnie i za porozumieniem stron.

Dla mnie oszustwo jakim jest zdrada (w jakiejkolwiek ralacji) uwłacza istocie rozumnej jaką jest człowiek.
w luźnych związkach rozumiem, nic szczególnego ludzi nie łączy,
przy zbudowanej rodzinie zdrada to zdrada i boli
Częściowo zgodzę się z wypowiedzią Junni Dupree i dodam od siebie , że sam fakt zdrady ( jak to określamy potocznie najczęściej kontaktu seksualnego z osobą z którą nic nas nie łączy ) demonizuje się - przy czym uważam że najgorsza jest ta zdrada emocjonalna nie fizyczna - w momencie gdy ktoś zaczyna się angażować w inny związek uczuciowo - tkwiąc w poprzednim .
Niestety nie pamiętam już dokładnych procentowych wyników badań na temat postrzegania tematu zdrady przez obie płci ale to co zapamiętałem to:
- w przypadku kobiet znacznie łatwiej jest im wybaczyć zdradę fizyczną od emocjonalnej
- w przypadku mężczyzn jest całkowicie na odwrót.

Niestety nie pamiętam jak duża była grupa badanych i czy było jakieś ograniczenie wiekowe.

Swoje stanowisko w tym temacie wyraziłem już wcześniej...

(24-11-2011, 19:02)vavis napisał(a): [ -> ]Zdradę trudno zapomnieć o ile w ogóle się da... Co do jej wybaczenia to osobiście uważam, że raz bym wybaczył ale tylko raz o ile partnerka miała by odwagę się do niej przyznać. Jesteśmy tylko ludźmi i mamy prawo popełniać błędy. Jeśli jednak partnerka nie "uczy" się na własnych błędach nie ma sensu męczyć się w takim związku.

Czy da się odbudować zaufanie? Zostałem kiedyś zdradzony, wybaczyłem i odbudowaliśmy związek (posypało się rok później ale to ze względu na moją chorobę). Skoro komuś zależy na odbudowaniu związku to nie ma innego wyjścia musi zaufać ponownie albo szybko trafi do psychiatryka, a związek długo nie pociągnie.

Czy na pewno powodem "posypania" była Twoja choroba? Może to tylko był pretekst?
To wspaniałomyślne i piękne, że dopuszczasz popełnienie błędu przez kobietę pt. "zdrada". Tylko nie bardzo rozumiem na czym ten błąd miałby polegać. Idę do łóżka z innym mężczyzną, bo co ? Bo chcę nauczyć się nowych pozycji, żeby później je wypróbować ze swoim? Czy może wypiłam 1-2 kieliszki za dużo i potem nie panowałam nad sytuacją?
Sorry, ale jeśli ktoś jest dorosły, to powinien wiedzieć co robi i ponosić konsekwencje swoich czynów. Zgoda na intymność to nie to samo co np. inwestycja na giełdzie, gdzie wynik inwestycji nie jest tylko od nas zależny.
Myślę, że zdrada jest początkiem końca każdego związku, tego zalegalizowanego i wolnego. Tylko z uwagi na dobro dzieci można próbować ratować taki związek. Ale nigdy już nie będzie tak jak dawniej.

Co jest zdradą? Tę definicję powinni uczciwie określić partnerzy. Jeśli oboje akceptują "skoki w bok", nie ma zdrady. Ale jeśli tylko jedno szuka "rozrywki" poza związkiem, dla mnie to oznacza koniec związku.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10